Droga Krzyżowa Nauczycieli – rozważania

Wiele krętych dróg za nami. Nie wiemy ile jeszcze będziemy musieli przejść… Wszystkie stawiane przez nas kroki nabierają właściwego sensu, gdy towarzyszy nam Jezus. Drogi nauczycielu, wychowawco… za chwilę podążymy wspólnie, by towarzyszyć Jezusowi w Jego ostatniej wędrówce, drodze tak istotnej, bo Zbawczej dla nas. Nie obwiniaj się, nie czyń skazujących wyrzutów, lecz spójrz na swoje piękne, choć trudne powołanie, jako na możliwość pomocy Zbawcy. Jezus mówi dzisiaj, tu i teraz: Chodź ze mną zbawiać świat! Pan powołuje nikogo innego, tylko Ciebie Drogi Przyjacielu!

Stacja I Pan Jezus skazany na śmierć
Gdy nastał ranek, wszyscy wyżsi kapłani i starsi ludu wydali na Jezusa wyrok śmierci. Mt 27,1
Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. Mk 15, 15

Jeszcze nie tak dawno mówili Mu Rabbi- Nauczycielu… i nazywali dobrym…Dzisiaj zewsząd brzmią głosy: „Na krzyż z nim!”. Gdy uzdrawiał pytali: „Jak mamy żyć Mistrzu?”. Dziś podburzeni i rozjuszeni czują się sami sobie nauczycielami… niemalże bogami… skazując prawdziwego Boga na śmierć. Milczący, związany Jezus, pokornie przyjmuje wyrok.
Bezbronny jak dziecko Bóg, Stwórca Wszechświata i źródło Mądrości wiecznej stoi… słucha… i nie przestaje kochać.
Któż by potrafił tak jak On? Czy mnie, wykształconego człowieka XXI wieku, okrzykującego siebie „szczytem stworzenia” stać na miłość do reszty…? Do końca…? Do ostatniego okruszka jak chleb zjadany przez głodnych? Kim jestem dla tych maluczkich, łaknących prawdy, dobra, wiedzy…?
Kto jest moim prawdziwym nauczycielem w sprawach trudnych? Czy potrafię jak Jezus zamilknąć, gdy plują na mnie z powodu Jego umienia? A może wkładam cierniową koronę na głowę Tego, Którego słów jeszcze niedawno słuchałem?
Ilu niewinnych ludzi „skazałem” swoim osądem…? Wśród znajomych… najbliższych… w pracy? Czy stać mnie było na odrobinę miłości, gdy patrzyłem w oczy skrzywdzonego dziecka? Może przeciwnie… odwracałem wzrok by nie widzieć…? Może zatykałem uszy, by nie słyszeć skazującego wyroku tłumu nazywanego dzisiaj większością: „Jest zły! To taka rodzina!!” Czy nie uśmierciłem niczyjej duszy orzekając, że „jest głupi…?”
Patrzę teraz na Ciebie mój Zbawco i w Tobie uznaję mojego jedynego Nauczyciela, który nigdy nikogo nie skreśla, bo sam był zgorszeniem dla wielu. Nie szukam innego… bym w tym, co zostało mi powierzone nie czuł się panem niczyjego życia czy losu, lecz przez miłosierne, chrześcijańskie wychowanie czynił Królestwo Boże już tu, na tej ziemi zbroczonej łzami ludzkiej niedoli. Niech TwojaJezu mądrość stanie się moją mądrością, wtedy będę mógł powiedzieć: nauczam i wychowuję, bo kocham!

Stacja II Jezus bierze krzyż na swoje ramiona.
…Potem wyprowadzili Jezusa, aby Go ukrzyżować Mk 15, 20b

Krzyż był ciężki… z nieoheblowanego drewna… Dotąd znak haniebnej śmierci staje się w tym momencie symbolem odkupienia… Kochany Jezus bez szemrania bierze na Swe święte ramiona nie tylko przedmiot, na którym za chwilę dokona się Jego ludzkie życie, ale całą historię ludzkości… moją historię… szczególnie tę jej część, której wolałbym nie pamiętać… o której wolałbym zapomnieć, bo się jej wstydzę… Teraz rozpoczyna się spłata długu! Mojego długu! Wszystko, co złe, brudne, obrzydliwe… Zbawca bierze „na siebie”. Dobro… piękno… zostawia mnie i z drżeniem w głosie szepcze mi do ucha: „Nie musisz się więcej wstydzić…Pamiętaj zawsze, że Cię kocham!”.
Ruszyli! Skazany uwięziony Bóg, a za nim oprawcy: Boskie stworzenia…
Czy widzę już ten tłum? Czy już wkroczyłem na Drogę Krzyżową?
Poranki są takie trudne… Wszystko znowu od początku! Ludzie, którzy biegną… zewsząd mnie otaczają… chcą czegoś… ja nie wiem, czego…?! I jeszcze ta praca! Krzyczące dzieci… tysiące pytań… mnóstwo pretensji… Chciałbym uciec! W mej głowie myśli… argumenty: Jezus przecież nie uciekł spod ciężaru, który na niego włożyliśmy… a ja… jestem przecież zagorzałym katolikiem… chodzę do Kościoła… modlę się… czasem nawet rzucę grosz biednym, z tego, na co sam ciężko harowałem… ale bez przesady! Przecież ja nie jestem Bogiem! Coś mi się należy!
Liczę godziny… minuty do końca… Do celu! Tylko, gdzie jest ten cel?! W bezładnym pustkowiu mojego :”Świętego spokoju”? Czy teraz jestem naprawdę spokojny? Powinienem, bo przecież jestem wreszcie sam! Jeśli jednak czegoś mi brakuje, to dobry znak… Balon, choć lekki i wolny wznosi się ku chmurom, szybko pęka i nawet nie wraca na ziemię, lecz okazuje się, że był pusty… We mnie nie ma już pustki! Patrząc w Chrystusową twarz, mocno przylegającą do chropowatego drewna krzyża przenika mnie Miłość, która nie pozwala na samotność, samowystarczalność, porzucenie zapłakanego dziecka z rozwiązanym sznurowadłem… Oby żaden z potrzebujących mojego wsparcia nie stał się w moich oczach obiektem drwiny! Obym nigdy nie okazał wyższości na tymi, na których spoglądam. Pragnę patrzeć na moich uczniów, wychowanków, współpracowników, przełożonych wzrokiem, który zapamiętam z tej drogi: wzrokiem przenikniętym Chrystusową Miłością, spalającą mnie dla innych.
Jezu zhańbiony bym ja był dzisiaj odkupiony, nie pozwól bym na Twoje ukochane dzieci patrzył z pogardą! Łaską jesteśmy zbawieni, przez łaskę jesteśmy Braćmi w sercu Jedynego Boga, który swojego Syna nie oszczędził! Ogarnięci tą samą łaską razem ruszamy w drogę, będąc dla siebie wzajemnie wsparciem! Nie dopuść abym kiedykolwiek fascynował się ludzkim upadkiem, kpił z przytłaczającej bezradności ludzkiej. Chcę zawszę pamiętać, że ten ciężar może kiedyś spocząć również na moich barkach.

Stacja III Pierwszy upadek Jezusa

Zbity, sponiewierany Jezus ostatkiem sił robi kolejny krok… nagle wszystko wokół zaczyna wirować, aż w końcu wycieńczone ciało upada…! Przygnieciony ciężarem krzyża skazaniec najpierw widzi stopy otaczających go postaci, aż w końcu Jego święte usta spotykają się z piaszczystą nawierzchnią. Ziemia, którą stwarzał Ojciec przygarnia, przyciąga Umiłowanego Syna! Mój grzech, który własnym mniemaniem uznałem za lekkie przewinienie, okoliczności zdarzenia, „takie czasy” itd. Spada jak głaz na ubiczowane wcześniej plecy! Brutalna rzeczywistość mojego występku nabiła kolejnego sińca na Boskim Ciele, które choć wygląda teraz jak jedna wielka rana, powstaje z kurzu, by dalej iść ku jeszcze większemu cierpieniu z Miłości, której ja nawet sobie wyobrazić nie potrafię… Dla mnie maleńkie draśnięcie mojego starannie wypielęgnowanego ciała jest tak często wydarzeniem rosnącym do rangi katastrofy! Upadków unikam, bo przecież człowiek tak zdolny i wykształcony nie może sobie pozwolić na błąd! Jeśli już takowy się przytrafi zalewam się łzami i tonę w beznadziei. Ucieczki w sposoby ułatwiające zapomnienie, pozorne ukojenie bólu też nie są mi obce. Wszelką krytykę odnoszącą się do mojej osoby, zachowania, czy pracy odpieram kontratakiem, aż w końcu zauważam, że na nierównej ziemi wraz ze mną leży Jezus. Wtedy razem wstajemy, patrząc sobie w oczy. On przejmuje dowodzenie w tej wędrówce. Nie dość, że z moim balastem to jeszcze czuwa nad każdym mym krokiem, a gdy z braku sił zostaję w tyle Zbawca krzyżem znaczy ślad w pyle. Jeśli tylko będę wpatrywał się w ten znak ukończę swoje zadania i nie zapomnę o odpowiedzialności za żywych ludzi, których codziennie z ufnością powierza pracy moich dłoni. Mimo upadków dojdę do celu. To droga niełatwa, bo nie ma na niej miejsca na kompromisy, ustępstwa. Chrześcijaństwo wymaga i zobowiązuję to bycia wymagającym. Kluczem zawsze jest jednak Miłość, która w konsekwencji pokona każdą ludzka słabość, popęd…
Jezu dźwigający krzyż moich ułomności, dodaj mi sił w podnoszeniu się z błędu własnego i pomocy w unoszeniu moich podopiecznych! Niech Twój upadek będzie dla nas wszystkich mobilizacją do powstawania.


Stacja IV Pan Jezus spotyka Swoją Matkę

Ta, która przed laty zaufała niebywale tajemnym słowom Archanioła dziś patrzy na cierpienie jedynego Syna. Maryja, zawsze cicha, pokorna, gdzieś na uboczy, teraz wybiega z tłumy, by pomóc swemu dziecku, jak robiła to w latach Jego dzieciństwa. Jej serce, zgodnie z zapowiedzią, przeszywa miecz boleści. Gdy wzrok Syna spotykał się z wzrokiem Matki słowa stały się zbędne. Miłość wyjaśniała Maryi wszystko od początku… od poczęcia… Miłość matki do dziecka nie ma granic, współcierpi zawsze i w każdych okolicznościach. Jednak w świecie pogrążonym w grzechu nie brakuje również dzieci opuszczonych, spragnionych miłości, bezpieczeństwa… Dla nas, wychowawców, pedagogów, nauczycieli to wielkie zadanie, by w ludzkiej bezradności, zagubionym, często sprawiającym trudności wychowawcze dziecku, ujrzeć zakrwawioną twarz Jezusa. Przecież rany cierni, biczowania, gwoździ zadajemy Bogu my sami! Dlaczego więc tak często odwracam z niechęcią twarz od tego, co mnie w drugim człowieku irytuje, a tak naprawdę jego samego prowadzi do upadku? Czy jako chrześcijanin mogę pozwolić na zgubę choćby jednego z istnień ludzkich?
Maryjo współcierpiąca z Jezusem bądź moją Matką! Ty najlepiej zaopiekowałaś się, tutaj na ziemi, Synem Bożym. Proszę Cię dzisiaj w intencji wszystkich dzieci wzgardzonych, porzuconych, pozbawionych rodzicielskiej miłości: wstawiając się u swojego Syna, nie pozwól na bylejakość życia tych najmniejszych! Stawiaj na ich, tak krętych drogach, mądrych nauczycieli i odpowiedzialnych wychowawców. Chwyć za rękę również mnie, bym stawał się codziennie duchowym rodzicem każdemu, powierzonemu mi wychowankowi!
Jezu kochający Swoją Matkę wspieraj rodziców, szczególnie tych borykających się z problemami w wychowaniu potomstwa. Proszę, oznaczaj Swym krzyżem drogę nam: posługującym w wychowaniu i formacji młodego pokolenia. Niech nigdy nikomu nie zabraknie matczynej czułości i ojcowskiego autorytetu byśmy byli społeczeństwem ku chwale Boga Ojca!

Stacja V Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi
Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona Cyrenejczyka, wracającego z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem Łk 23,26

Zwyczajny wieśniak, zwykłego dnia po żmudnej zwykłej pracy styka się z doświadczeniem niezwykłego spotkania. Szymon wracając z pola pewnie myślał o wielu rzeczach: o rodzinie, o obiedzie, a może jego braku i głodzie. Nagle na swojej drodze spotyka dziwny tłum, który zmusza to dźwigania krzyża jakiegoś skazańca! O nie! Tego już było za wiele! Choć wcale mu się nie chce silniejsi i ważniejsi od niego rozkazują i pokornieje… Możemy przypuszczać, że dzień Szymona Cyrenejczyka nie skończył się tak zwyczajnie jak rozpoczął. Może Jezus szepnął mu: dziękuję… Istnieje wielka nadzieja, że Szymon z niewolnika stał się człowiekiem wolnym… nie dzięki ludzkim względom, ale dzięki łasce uciemiężenia, które zaowocowało błogosławieństwem…
Ktoś prosi mnie o pomoc, a we mnie rośnie wzburzenie, że znowu chcą mnie wykorzystać! Znowu muszę komuś poświęcić kilka dodatkowych minut swojego cennego czasu i znowu nikt mi za to nie zapłaci! Jestem ja! Moje! I mnie! Czy zechcę zostać ze swoim ja, moim i dla mnie, w chwili, gdy będę zdany na innych, w momentach cierpienia, gdy będę już tak słaby, że nie udźwignę sam własnego krzyża? Ileż to razy Jezus posyłał mi swoich aniołów w ciele „Szymona”…? Czy jestem już gotów by być Szymonem dla ludzi, do których zostałem posłany?
Panie Jezu, tylko Ty możesz przemieniać mój niewolniczy sposób myślenia w wolność! Jeśli potrzeby moich wychowanków, kolegów w pracy staną się dla mnie Twoimi potrzebami nic nigdy nie będzie smutną koniecznością, ale błogosławioną radością!

Stacja VI Weronika ociera twarz Jezusowi

Kim jest ta szalona kobieta, która wyciera brudną, zakrwawioną twarz Skazańca?! Wielu krzyknęło pewnie: Czy jej życie niemiłe?! Jednak odważna kobieta nie myślała o sobie, lecz kierując się miłością służyła samej Miłości! Nie robiła tego dla poklasku, nagrody, a otrzymała najwspanialszy prezent: Oblicze Chrystusa, w któremu od teraz mogła się nieustannie przyglądać.
Najpiękniejsza twarz Zbawiciela stała się odrażającą raną pokrytą brudem ludzkich słabości i niegodziwości. Bóg każdego z nas stworzył pięknym. Grzech niekiedy tak bardzo przykleja się do człowieka, że nie jest on w stanie otrzeć się skutecznie samodzielnie. Powołany do służby dzieciom i młodzieży, każdego dnia patrzę na ich duchowe, intelektualne rany. Często również „kątem oka” dostrzegam „oprawców”, ale zazwyczaj wolę się wstrzymać… nie wyłamywać… może ta młoda osoba sama zdoła przywrócić piękno swemu obliczu… Lecz jeśli nie pomogę ja, nazywający siebie chrześcijaninem to kto? By otrzeć twarz Jezusa trzeba spotkać samego Jezusa.
Jezu korzystający z pomocy Weroniki, proszę pozwól mi widzieć Twoje odbicie w każdym potrzebującym mojej „chusty”, mojej pomocy! Zostaw znak Swojej Świętej Obecności w moim sercu, jak uczyniłeś to względem dobrej Weroniki.

Stacja VII Drugi upadek Pana Jezusa

Ludzkie ciało Świętego Boga po raz kolejny odmawia posłuszeństwa. Poranione stopy tracą stabilność i Jezus upada. Logicznym byłoby podtrzymać tracącego równowagę, ale nikt tego nie robi. Przeciwnie, popychają… wyśmiewają…
W dzisiejszym świecie wszystko powinno być najszybsze: komputery, samochody… Nie ma czasu by czekać na słabszego, by wysłuchać rozgoryczonego… Tyle spraw, obowiązków, jedna praca już nie wystarcza, bo ktoś musi zarobić na sprawne i szybkie dobra współczesnej techniki. Rozpędzone koło się zamyka, a na zewnątrz już czeka zrozpaczone dziecko, które niebawem włączy się w ten szaleńczy ruch lub zostanie wyrzucone daleko poza margines.
Jezu upadający, daj mi siłę do godnego znoszenia własnych upadków i obrony godności upadających powierzonych mi Twoich dzieci.

Stacja VIII Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty

A szedł za Nim wielki tłum, w tym także kobiety, które lamentowały i płakały nad Nim. Jezus zwrócił się do nich i powiedział: „Córki Jeruzalem, nie płaczcie nade Mną! Płaczcie raczej nad sobą i nad własnymi dziećmi.”

Kobiety wylewające łzy na widok zmasakrowanego ciała Jezusa nie miały złych intencji. One widziały to, co dla oczu widoczne. Nie znały jeszcze ostatniej stacji tej drogi. Ja, chociaż wiem, że kresem będzie Zmartwychwstanie zbyt często poddaję się czynnikom zewnętrznym i zapominam jaki cel przyświeca mojemu życiu.
Umęczony Jezus wydobywa resztki głosu z zalanej krwią krtani, by uświadomić prawdziwe ważne powody rozpaczy. Sam zewnętrzny gest współczucia nie zaradzi prawdziwej biedzie tkwiącej w sercu ludzkim. Jednak pochylenie się nad tą sferą wymaga o wiele więcej wysiłku niż uronienie łzy. Wzruszenie świadczy o mojej wrażliwości, która w chrześcijańskiej realizacji prowadzi do cudu zmartwychwstania z grobu ludzkich słabości, czynników społecznych, biedy duchowej i materialnej. Jedno ufne spojrzenie w oczy Chrystusa zdziała więcej niż publiczny manifest.
Panie pociesz mnie dzisiaj, wlej w nadzieję i nie pozwól, by zwyciężyło we mnie przekonanie, że świat zmierza ku rozpaczy. Wybaw moje chrześcijaństwo od czynów pozornych, a przemień je w gesty realnie współczujące. Niech żaden w moich wychowanków nie dozna z mojej strony przejawów użalania się nad nim, lecz będzie pewien wsparcia.

Stacja IX Trzeci upadek Jezusa
Wydawało się, że to już tak blisko, jednak dla wycieńczonego Jezusa każdy krok był wyczynem maratończyka. Kolejny upadek nie powstrzymał przed dalszą drogą. Gdy w życiu napotykam przeszkody pytam, gdzie jest Wszechmogący Bóg? Odpowiedź brzmi: Dokładnie tam, gdzie był patrząc na uderzające o twardą ziemię ciało Swojego Umiłowanego Syna. Tak ważne było moje wybawienie… Czy dla mnie tak samo ważne jest każde życie ludzkie, które odkupił Swoją krwią Chrystus? Ileż to razy stwierdzam, że „już nie ma sensu… on nic nie zrozumie…nie będzie w stanie zachować się poprawnie, czy opanować materiału” .
Panie, Twoja „podstawa programowa” zakłada indywidualizm każdego ludzkiego istnienia i jest w stanie zaprowadzić harmonię w każdym chaosie, wydobyć potencjał z największej beznadziei… Nie chcę już sprawować kontroli na Twoim dziełem! Stanę tu cicho w pokorze i będę uwielbiał dzieła, których Ty dokonasz na świadectwo słuszności jedynej drogi wiodącej przez krzyż.

Stacja X Pan Jezus z szat obnażony
Potem ukrzyżowali Go, a Jego ubranie rozdzielili między siebie, rzucając o nie losy. MT 27, 35

Jezusowi zabrano wszystko co miał. Szatę utkaną dłońmi Maryi podarto i rzucono o nią los. Nie protestował… Stwórca Wszechświata stanął nagi przed Swoim Stworzeniem. Wstyd nagości nie przewyższa Miłości. Bóg został odarty z godności, by mnie przywrócić godność. Nie mam, więc prawa odzierać nikogo z jego godności, choćby pod pretekstem największych jego ułomności! Tak bardzo boję się oddać czegokolwiek ze swojego, by okryć potrzebujących. Wymawiam się, że sam mam mało, że płacą tak mało i ciągle tylko brak… Tak naprawdę to ja stoję tu nagi, bo nic nie jest moją zasługą. Oddaję, więc dzisiaj, tu i teraz Tobie Jezu to, co i tak od Ciebie pochodzi! Chcę być jedynie zarządcą dóbr materialnych i intelektualnych, które z ufnością mi powierzyłeś. Niech powrócą do Ciebie Panie w rozmnożonych talentach moich uczniów i wychowanków.

Stacja XI Pan Jezus do krzyża przybity
Kiedy przyszli na miejsce zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, a drugiego po lewej Jego stronie. Łk 23, 33

Tępe uderzenia wbijanych gwoździ już ledwo docierają do zakrwawionych uszu Jezusa. Rozciągnięty na belkach krzyżowych Chrystus, mglistymi oczyma żegna świat, który przed wiekami stwarzał i na którym przyszedł w ubóstwie. Pękają ścięgna, skóry już prawie nie ma. Twarz Jezusa nie przypomina ludzkiej, chociaż jest więcej niż człowiekiem, bo Bogiem. Patrzy na mnie z tej okrutnej wysokości jakby chciał powiedzieć: Kocham… Kocham Ciebie… Kocham tych, dla których Tobie brakuje już cierpliwości… Nie martw się… Spójrz uczniu, daję Ci moją Mamę, tu na ziemi Ona się o Ciebie zatroszczy jak troszczyła się o mnie. Pamiętaj, że ja jej niczego nie odmawiam…
Gdy będzie mi trudno, gdy po pracy nie będę już miał sił dotrzeć do własnego domu z tymi wszystkimi sprawdzianami, zeszytami, dziecięcymi biedami, stanę pod krzyżem z Maryją, przytul się do Niej, chwycę Jej dłoń, a wtedy pójdziemy razem, by czyniącym mi krzywdę mówić: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą,co czynią. Łk 23, 34
Jezu ukrzyżowany nie dopuść Swą Łaską, by Twój krzyż kiedykolwiek mnie zawstydził! Dawaj mi co dzień odwagę, bym patrzył z dumą na symbol mojego zbawienia i w mądry sposób przekazywał tę dumę młodemu pokoleniu.

Stacja XII Śmierć Jezusa na Krzyżu
Gdy słońce się zaćmiło, zasłona w świątyni rozdarła się przez środek. A Jezus zawołał donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję mojego ducha”. Gdy to powiedział, skonał. Łk 23, 44-46

Wykonało się! Czy ja rozumiem, co tak naprawdę się wydarzyło? Jezus, który uzdrawiał, wskrzeszał, teraz Sam umiera! Gdzie ta nadzieja, którą głosił?! Czy odeszła razem z Nim? Nie! Przecież odszedł, aby być ze mną na zawsze: tutaj na ziemi i w wieczności. Dwóch innych skazańców kończy żywot razem z Mesjaszem. Jeden, na pół ironicznie próbuje coś ugrać dla własnego losu: Czyż nie jesteś Chrystusem! Wybaw siebie i nas! Łk 23, 39. Drugi, choć winną nieodbiegający od pierwszego mądrze wykorzystuje obecność Boga i dzięki swej pokorze zostaje uratowany. Dobry Łotr potępiony przez społeczeństwo staje się pierwszym świętym. Dla Boga nie ma ludzi straconych. Nie moja to sprawa, by osądzać czy „rozdawać” Zbawienie, bo nie ja teraz wiszę na krzyżu, choć według mojej logiki sprawiedliwości powinienem to być ja. Rozłożone w męczeństwie ręce Jezusa przyjmą każdego, kto zapragnie się w nich skryć.
Biada mi, jeśli zawyrokuję kimkolwiek powierzonemu mojej opiece: „Co z ciebie będzie?! Nic dobrego ciebie nie czeka!” Biada mi, jeśli zapomnę o krzyżu i nie będę do tego miejsca Zbawienia prowadził innych, byśmy wspólnie, za Dobrym Łotrem powtórzyli: „Jezu wspomnij na mnie”!
Jezu powierzający Swojego ducha w ręce Ojca, wzbudzaj we mnie codzienne pragnienie nie tylko dobra ziemskiego dla moich wychowanków, ale przede wszystkim Zbawienia ze świadomością, że żadne z mieszkań przygotowanych w Rajskiej Ojczyźnie nie powinno zostać puste. Niech nadzieja wspólnego spotkania w Niebie będzie moją otuchą w chwilach przykrych, w momentach znużenia pozorami bezsensu moich starań i pracy.


Stacja XIII Ciało Jezusa zdjęte z krzyża i złożone w grobie

Wieczorem przyszedł bogaty człowiek z Arymatei, imieniem Józef, który też był uczniem Jezusa. Poszedł on do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Wtedy Piłat rozkazał mu je wydać. Józef wziął ciało, owinął je w czyste lniane płótno i złożył w swoim nowym grobowcu, wykutym w skale. Mt 27, 57-60

Ciało, które z Maryi wyszło, do niej też wraca. Ona najlepiej rozumie matki patrzące na śmierć fizyczną i duchową dzieci. W tych ramionach złożone teraz zostały wszystkie „martwe” dzieci. Te ramiona jednoczą się z ramionami matek cierpiących.
Dziecko wzrasta w konkretnej rodzinie. Jeśli chorują najbliżsi, prędzej czy później zachorują także dzieci. Dlaczego więc ja widzę jedynie problemy jednostki i nie troszczę się o wsparcie dla ściśle ze sobą powiązanej struktury? Czy na pewno nigdy nie odpychałem z niechęcią rodziców moich podopiecznych, jakby oni już nie byli w zasięgu moich zawodowych zainteresowań?
Panie Jezu uczyń moje ramiona otwartymi dla każdego, kto będzie potrzebował się o nie wesprzeć.
Maryjo, w chwilach trudnych pragnę zajmować miejsce Jezusa, niegdyś złożonego w Twych objęciach.

Stacja XIV Ciało Jezusa złożone do grobu
Krzyki ucichły, ludzie się rozeszli… Pozostali najwierniejsi uczniowie wraz z Matką. Ciało Jezusa jakby śpiące, bo trudno uwierzyć, że umarł Bóg. Patrząc na Niego pewnie przypominali sobie sceny uzdrowień, cudów… Teraz myślą jak godnie pochować najbliższą Osobę. Czy wiedzą… czy przeczuwają, że to jeszcze nie koniec? Bardzo możliwe, że Józef z Arymatei już rozumie, że grób nie będzie ostatnią stacją i jego życia, więc oddaje miejsce starannie przygotowane do jego pochówku…
Trudno patrzeć oczyma wiary na krzywdę, umieranie, szczególnie tych bezbronnych… Czy jedna ja nie wykopuję w swym sercu grobu, w którym gromadzę wszystko, z czym nie potrafię się rozstać? Czy obumieranie moich zbędnych słów, pychy, egoizmu nie rozłoży się w grobie? Czy pozwolę Jezusowi wskrzesić do nowego życia to, co we mnie umiera? Nie muszę już ze zwieszoną głową potwierdzać: „Takie czasy!”, „Taka młodzież!”. Chrystus umarłby Zmartwychwstać! Bóg stał się człowiekiem i pozostał nim do końca, do śmierci! Któż więc lepiej zrozumie nasze słabości? Jeśli stracę nadzieję na lepsze jutro, lepszą młodzież nie odkryję po „trzech dniach” pustego grobu, nie krzyknę w zachwycie, nie pobiegnę dalej, co tchu!
Jezu złożony w grobie, strzeż i wskrzeszaj groby serca mojego i wszystkich młodych serc, które mi ofiarowujesz! Dzięki Twojej mocy spotkamy się wszyscy w Niedzielny Poranek, by świętować prawdziwe zwycięstwo uczynione nie naszą mocą, siłą intelektu, ale Twoją Łaską!

Anna Artysiewicz, SP nr 29 w Białymstoku

Comments are closed.